Coraz głośniej mówi się o rozmieszczeniu międzynarodowych sił wojskowych na zachodniej Ukrainie. Amerykański generał Keith Kellogg, były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta Trumpa i obecny wysłannik specjalny, wprost wymienił Polskę jako jednego z potencjalnych uczestników tego projektu militarnego. Czy po ewentualnym zwycięstwie Rafała Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich Donald Tusk i jego rząd zdecydują się wysłać polskich żołnierzy za Dniepr?
W rozmowie z Fox News, gen. Kellogg zapowiedział przełomowe rozmowy pokojowe w Stambule z udziałem Donalda Trumpa, Wołodymyra Zełenskiego, a być może nawet Władimira Putina. Głównym celem ma być 30-dniowe zawieszenie broni. Ale to nie wszystko. Kellogg zapowiedział również plany rozmieszczenia sił zagranicznych w zachodniej Ukrainie.
– Mówimy o Brytyjczykach, Francuzach, a także Niemcach, a teraz i Polakach, którzy rozmieszczą siły na zachód od rzeki Dniepr – oświadczył generał.
Francuski plan, zachodnia presja, a polski rząd nieudolnie zaprzecza
Już wcześniej prezydent Francji Emmanuel Macron zapowiedział, że jego kraj – wspólnie z Wielką Brytanią – przygotowuje „siły reasekuracyjne” dla Ukrainy. Misja ta ma ruszyć w razie zawarcia rozejmu, a udział w niej mają zadeklarować państwa tzw. „Koalicji chętnych”. Czy to przypadek, że Donald Tusk był niedawno z wizytą w Paryżu oraz w Kijowie wraz prezydentem Francji, premierem Wielkiej Brytanii oraz Kanclerzem Niemiec właśnie kontekście "Koalicji chętnych"?
Polacy mówią: NIE! Ale czy Tusk posłucha?
W Polsce nastroje społeczne są jasne. Zdecydowana większość obywateli sprzeciwia się wysyłaniu polskich żołnierzy na Ukrainę. Po dekadach zaangażowania w wojny cudze – od Iraku po Afganistan – Polacy mają dość ginących synów w nieswoich wojnach. Tymczasem Platforma Obywatelska i jej liderzy nie raz pokazywali, że potrafią zmieniać zdanie w zależności od kierunku wiatru z Brukseli czy Berlina.
Wiarygodność obecnego rządu można określić - kiedy nie mówi się "nie", to znaczy, że mówi się "tak" — tylko czeka się na odpowiedni moment, by to ogłosić.
Pytanie brzmi: czy po ewentualnej wygranej Rafała Trzaskowskiego Tusk raz jeszcze „zmieni zdanie”, jak to tłumaczył już niejednokrotnie, „bo zmieniły się okoliczności”? Czy znów okaże się, że polski głos nic nie znaczy, bo ważniejsze są interesy wielkich graczy i oczekiwania zagranicznych liderów?
Wojsko Polskie jako mięso armatnie Zachodu?
Jeśli rząd zdecyduje się na udział w "misji pokojowej", jak to już próbuje się eufemistycznie określać, może to oznaczać początek realnego udziału Polski w wojnie, która dotąd toczyła się za naszą wschodnią granicą. Czy Polacy będą na to gotowi? Czy zgodzą się, by polscy żołnierze ginęli w ramach geopolitycznych kalkulacji Zachodu?
Tylko kilku kandydatów stanowczo i niezmiennie przeciwstawia się wysłaniu polskich żołnierzy i na pewno nie są nimi Rafał Trzaskowski i Szymon Hołownia, którzy zmieniają zdanie w zależności od społecznego oczekiwania w danej chwili.
Czy będziemy bronili interesu narodowego, czy znów – jak przez lata – staniemy się narzędziem cudzych interesów?
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz