Kiedy polskie społeczeństwo wciąż boryka się z inflacją, rosnącymi kosztami życia i brakiem dostępu do podstawowych usług publicznych, rząd lekką ręką rozdaje środki z Krajowego Planu Odbudowy – środki, które już dziś kosztują nas odsetki. Z 250 miliardów złotych w całym KPO branża HoReCa otrzyma do podziału 1,2 miliarda. Cel? Oficjalnie – modernizacja, dywersyfikacja działalności, zwiększenie odporności na kryzysy. Rzeczywistość? Lista wniosków mówi sama za siebie.
Rządowa strona z dofinansowaniami z KPO nie działa, ale mapa dostępna na stronie była stworzona w google i do niej dostęp mamy, gdzie między innymi można znaleźć także firmy z naszego regionu:
* Tylko firma Inny Świat - kraina przyrody i przygody Ryszarda Turo z Mikołajek Pom. na dzień dzisiejszy potwierdziła otrzymanie środków z KPO w podanej wyżej kwocie.
I to tylko w jednym regionie. W innych wnioskach pojawiają się pomysły na czarter jachtów, zakup mobilnych ekspresów do kawy, maszyny do lodów czy warsztaty z “live cookingu”.
Problem jest podwójny. Po pierwsze, większość z tych “dywersyfikacji” w żaden sposób nie zwiększy bezpieczeństwa ani odporności gospodarki na kolejne kryzysy. Po drugie, kiedy wybuchnie kolejna pandemia, tego typu usługi – wynajem jachtów czy eventy kulinarne – staną jak wryte.
Od miesięcy politycy obecnej rządzącej koalicji blokowali te środki, a teraz rozdaje się je bez kontroli, byle nie przepadły. Efekt? Zamiast inwestować w infrastrukturę, zdrowie czy edukację – fundujemy luksusy nielicznym. To nie jest odbudowa gospodarki – to prywatyzacja unijnych środków pod przykrywką rozwoju. Publiczne pieniądze trafiają do prywatnych kieszeni, a w zamian społeczeństwo dostanie co najwyżej możliwość zapłacenia za droższe usługi luksusowe. Bogaci będą bogatsi, a reszta – biedniejsza.
Jak słusznie zauważa działacz społeczny Piotr Ikonowicz:
A ja ciągle słyszę od ludzi, że w tym roku nigdzie nie wyjadą, bo ich nie stać, Po prostu nie zdołali odłożyć dość pieniędzy. Ludzie ci żyją na styk i nie zawsze budżet im się domyka. Jak tu wyjechać skoro zalegamy z czynszem albo na zapłacenie czeka jakiś monstrualny rachunek za prąd. Wreszcie cała masa pracowników, których zatrudniono na umowę śmieciową nie ma płatnego urlopu.
Aż tu jak grom z jasnego nieba gruchnęła wieść, że weszliśmy do grona 20 najbogatszych krajów świata. Oczywiście chodzi o wielkość dochodu krajowego a nie o dochód na głowę. Mimo wszystko wieść ta budzi zdziwienie, Można sobie zadać pytanie gdzie jest to nasze bogactwo skoro większość z nas nie ma prawie żadnych żadnych oszczędności? A połowa pracujących ma dochód na głowę członka rodziny poniżej minimum socjalnego, które jest ustalone na żenująco niskim ;poziomie.
Według Laboratorium badania nie nierówności Thomasa Piketty;ego biedniejsza połowa Polaków zarabia odpowiednik 20% PKB. Kiedy PKB rośnie oni tego nie odczuwają, bo do nich to rosnące bogactwo nie dociera. A bogactwo ulokowało się tam gdzie zwykle. Na szczycie drabiny społecznej. 10% najbogatszych Polaków posiada 60% majątku narodowego.
Komentatorzy z liberalnych mediów zastanawiają się jak Polacy to swoje nowo nabyte bogactwo zniosą. A co piąta rodzina wciąż pożycza u lichwiarzy, żeby przeżyć do pierwszego. W budżecie tego nowego „ekonomicznego mocarstwa” zieje gigantyczna dziura, która sprawia, że wielu z nas umiera na uleczalne choroby, w kolejce do lekarza. Deweloperzy kasują po 30-40% marży zysku, a połowa młodych mieszka z rodzicami do 40 roku życia boi ich nie stać na mieszkanie.
Komentatorzy z liberalnej bańki, którzy najwidoczniej nie słyszeli o biedzie i związanym z nią upokorzeniu, pocieszają nas, że pieniądze szczęścia nie dają, ale za to bieda wywołuje depresję i to na masową skalę.
0 0
Nie, no nie wierze...