Przez ostatnie dni rząd wraz z koalicją prowadził kampanię billboardową na rzecz nowej ustawy o rynku kryptoaktywów. Jak to przedstawiano: regulacja miała zapewnić „ochronę inwestorów”, powstrzymać czarne scenariusze i zapobiec “pęknięciu bańki” na kryptowalutach. Wiele wypowiedzi, m.in. ministra Domańskiego czy Sikorskiego sugerowało, że bez tej ustawy rynek czeka chaos, masowe oszustwa albo upadki, a winę za straty ponosiliby… prezydent i opozycja.
Jednak decyzja prezydenta Karol Nawrocki o wecie pokazała, że problem jest dużo głębszy rząd wcale nie proponował skutecznej i odpowiedzialnej regulacji, ale stworzył przepisy, które w razie wprowadzenia mogłyby ograniczyć wolność gospodarczą, hamować rozwój polskich firm, a i tak nie dawały gwarancji ochrony inwestorów.
Na czym polegała realna wada ustawy i rządowej narracji
1. Nadmiar uprawnień dla władz i brak transparentności Zawetowany projekt przewidywał, że nadzór nad rynkiem krypto przejmie instytucja państwowa Komisja Nadzoru Finansowego (KNF), z uprawnieniem do blokowania stron firm krypto, a także szerokiej kontroli działalności takich podmiotów. Prezydent i jego zwolennicy argumentowali, że to mogło oznaczać możliwość arbitralnych decyzji i nadużyć.
2. Nadregulacja i obciążenie dla małych podmiotów. Polska wersja ustawy miała ponad 100 stron, znacznie więcej niż analogiczne prawo w innych krajach UE (jak Czechy czy Węgry), które przyjęły dużo prostsze regulacje. To groziło wykluczeniem małych firm i startupów z rynku, faworyzując duże podmioty, co rząd niejako przemilczał.
3. Brak gwarancji przed “bańką”, propagandowe obietnice Rząd i jego ministrowie wielokrotnie przekonywali, że bez ustawy inwestorzy są bez ochrony, a w razie krachu lub oszustwa “stracą swoje oszczędności” i to podobno przez opozycję lub prezydenta. Jednak krytycy wskazywali, że ustawa nie dawała realnej gwarancji stabilności rynku, jedynie formalne narzędzia kontroli, które w praktyce mogą okazać się bezsilne przy globalnych wahaniach cen, spekulacjach czy upadłości firm.
4. Własne niejasności i słaba wiedza decydentów
Już samo użycie argumentu, że regulacja ochroni przed “bańką” i masowymi stratami, świadczy o powierzchownym rozumieniu mechanizmów finansowych i specyfiki rynku kryptowalut. Rynek krypto jest globalny, zdecentralizowany, a regulacja jednego państwa nie zatrzyma ani gwałtownych wahań cen, ani decyzji inwestorów. To pokazuje, że rządowcy, choć chętnie nawoływali do przyjęcia ustawy nie mieli konkretnego planu ochrony przed ryzykami, a jedynie narrację propagandową.
Decyzja prezydenta jest odpowiedzią na realne zagrożenia
Prezydent Nawrocki zawetował ustawę, wskazując, że regulacja idzie za daleko oraz stwarza ryzyko dla wolności gospodarczej, obciąża polski rynek i faktycznie nie gwarantuje ochrony inwestorom.
Weto:
Rząd zamiast skupić się na rzetelnej analizie rynku, zrozumieniu mechanizmów kryptowalut i współpracy z ekspertami postawił na straszenie „bańką”, “rosyjskimi służbami” i “katastrofą finansową”. Osoby odpowiedzialne za projekt wielokrotnie używały języka emocji i strachu, zamiast rzeczowych danych.
Jak pokazało weto prezydenta, niebezpieczeństwo nie tkwiło w braku ustawy, ale w tym, że proponowana ustawa sama była zagrożeniem dla wolności gospodarczej, dla konkurencji, dla innowacji w Polsce. Dopóki rząd nie wykaże realnej wiedzy i odpowiedzialności przy tworzeniu prawa, inwestorzy i firmy krypto mają więcej powodów do niepokoju, niż premier lub jego ministrowie.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz