Rzecznik Sądu Najwyższego, prof. Aleksander Stępkowski, ujawnił druzgocące dane: ponad 90% z około 50 000 protestów wyborczych po II turze to niemal kopie szablonów, masowo rozdystrybuowane — często zawierające błędne numery PESEL, brak podpisów lub gotowe treści udostępnione „na gotowca”, m.in. przez Romana Giertycha.
„W dziewięćdziesięciu kilku procentach są to protesty bardzo mizernej jakości, powtarzające się, o tej samej treści… jeden z najczęściej kopiowanych protestów został rozpowszechniony z inspiracji Romana Giertycha – w kilkudziesięciu tysiącach egzemplarzy”.
„To strategia destrukcyjna, to atak hybrydowy wymierzony w kluczowy organ demokratycznego państwa… bardziej przypomina działania Łukaszenki na polskiej granicy”.
Każdy z tych tysięcy protestów wymaga indywidualnej rejestracji i rozpatrzenia. To sparaliżowało działanie SN, wprowadzając chaos i nadmierne obciążenie administracyjne. Co więcej, już dokumentuje się uprawnione wątpliwości:
Jeden z protestów wyborczych jaki został nadesłany do Sądu Najwyższego, że sąd orzekł karę dla autora obraźliwego protestu. "W treści złożonego przez siebie protestu przeciwko wyborowi Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, użył obraźliwych sformułowań pod adresem prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, I prezes Sądu Najwyższego, przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej, jak również sędziów Sądu Najwyższego i Naczelnego Sądu Administracyjnego oraz pracowników organu wyborczego" — czytamy w komunikacie.
"Sąd Najwyższy stwierdził, że wnoszący protest, używając wulgarnych określeń, ubliżył tym osobom i na podstawie art. 49 par. 1 w związku z art. 49 par. 3 Prawa o ustroju sądów powszechnych w związku z art. 10 par. 1 ustawy o Sądzie Najwyższym postanowił ukarać wnoszącego protest wyborczy karą porządkową grzywny w wysokości 3 tys. zł" — głosi oświadczenie.
zaplanował dwa jawne posiedzenia na 27 czerwca w sprawie protestów zawierających merytoryczne zarzuty i dowody (np. oględziny kart wyborczych z kilkunastu komisji). Omawiać będzie m.in. doniesienia o błędnym przypisaniu głosów w niektórych komisjach, co potwierdzają nadzwyczajne korekty wyników.
To już nie walka o transparentność wyborów. To walka o podstawy państwa prawa i przyszłość instytucji demokratycznych. Gdy politycy i samozwańczy „obrońcy praworządności” kopiują i rozsyłają ten sam wzór protestu wyborczego w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy, przestają działać w interesie obywateli. Zaczynają niszczyć struktury, które sami deklarują bronić.
Sąd Najwyższy, który powinien rozpatrywać rzeczywiste skargi i nieprawidłowości, dziś zmuszony jest przebijać się przez masę powielanych, pustych pism. Ta fala niemal identycznych protestów – często bez podpisu, z błędnymi danymi lub wręcz wysyłanych w imieniu osób postronnych – skutecznie blokuje możliwość sprawnego działania.
Jeśli ta praktyka nie zostanie jasno potępiona i prawnie rozliczona, ucierpią na tym ci, którzy mają realne powody do złożenia protestu. Zginą w tłumie fałszywych zgłoszeń, a ich głos – głos prawdziwego obywatela – nie przebije się przez polityczną machinę.
Zamiast rzetelnych analiz i konkretnych dowodów, Sąd Najwyższy musi dziś walczyć z papierową kampanią „na jedno kopyto”. To nie akt obywatelskiego sprzeciwu, lecz przemyślana polityczna strategia Koalicji Obywatelskiej, która próbuje wykorzystać system nie po to, by naprawić błędy, ale by go zakorkować i ośmieszyć.
Czy naprawdę tego właśnie chcemy? By instytucje państwa prawa były zablokowane przez polityczny teatr niepogodzonych z porażką?
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz