17 grudnia 1970 roku zapisał się w historii Polski krwią robotników. Czarny Czwartek w Gdyni był świadomą i zaplanowaną zbrodnią komunistycznej władzy, wymierzoną w bezbronnych obywateli państwa, którzy zaufali apelom reżimu. Dziś, w 55. rocznicę tamtych wydarzeń, przed pomnikiem Grudnia 1970 ponownie wybrzmiała prawda, której przez dekady próbowano nie dopuścić do głosu.
Podczas uroczystości, w których odczytano Apel Pamięci i oddano salwę honorową, prezydent Karol Nawrocki przypomniał, że grudzień w polskim kalendarzu narodowym zapisany jest czerwonymi literami.
Dwa grudnie: 1970 i 1981 łączy tak wiele. To symbole sprzeciwu wobec PZPR oraz walki o godność i prawa pracowników - mówił prezydent.
Strzały do robotników, którzy przyszli do pracy
Rankiem 17 grudnia 1970 roku, około godziny 6.00, w rejonie przystanku kolejowego Gdynia Stocznia wojsko, milicja i funkcjonariusze aparatu bezpieczeństwa otworzyli ogień do robotników idących do pracy. Zginęło 16 bezbronnych osób.
Ci ludzie nie byli uzbrojeni. Nie stanowili zagrożenia. Poszli do stoczni, bo dzień wcześniej wicepremier PRL Stanisław Kociołek publicznie wezwał ich w radiu i telewizji do powrotu do pracy, zapewniając, że „są do tego wszystkie warunki”. Wiedział przy tym, że następnego dnia teren zakładu zostanie zablokowany przez wojsko.
To była pułapka. A jej finałem była masakra robotników
Tym, co jeszcze łączy te daty, jest Wojciech Jaruzelski. W grudniu 1970 roku był ministrem obrony narodowej. Te ofiary to także jego odpowiedzialność. Tego samego Jaruzelskiego, którego część współczesnej elity politycznej nazywała człowiekiem honoru powiedział Prezydent Nawrocki wskazując odpowiedzialnych.
To jedno z najmocniejszych oskarżeń wobec mitu „łagodnego komunizmu”, który przez lata próbowano budować w III RP. Fakty są niepodważalne: decyzje zapadały na szczytach władzy PZPR, a rozkazy strzelania do robotników wydawali ludzie, którzy później robili kariery dyplomatyczne i polityczne.
Stanisław Kociołek nigdy nie poniósł odpowiedzialności karnej. Zamiast tego był ambasadorem PRL m.in. w Moskwie, Tunezji i Luksemburgu, a w latach 80. pełnił funkcję I sekretarza KW PZPR w Warszawie. Tak wyglądała „kara” w systemie, który mordował własnych obywateli.
Pamięć po stronie ofiar
Spotykamy się dziś, by oddać hołd zamordowanym, ale także by po raz kolejny powiedzieć prawdę o tych, którzy mordowali. Nasza pamięć narodowa jest po stronie ofiar prawdy i sprawiedliwości, a przeciwko tym, którzy kazali mordować - podkreślał prezydent.
Te słowa mają dziś szczególne znaczenie. Bo Grudzień ’70 nie był tragicznym „wypadkiem przy pracy”, lecz komunistyczną zbrodnią państwową, która nigdy nie doczekała się pełnego rozliczenia. Dlatego coroczne uroczystości w Gdyni nie są tylko rytuałem pamięci. Są aktem sprzeciwu wobec fałszowania historii i przypomnieniem, że bez prawdy o sprawcach nie ma sprawiedliwości.
Robotnicy Grudnia ’70 zostali zamordowani, bo upomnieli się o godność. Państwo, które do nich strzelało, było państwem opresji. I właśnie dlatego ta prawda — mimo upływu 55 lat, wciąż boli tych, którzy próbowali ją przemilczeć.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz